ARTYKUŁ Z GAZETY WYBORCZEJ 29.04.2013
Maria Hawranek
Robicie tu drugą Rospudę! - wołał Józef Pietraszek, sołtys wsi Krempachy, do uczestników akcji "Warkocze Białki", którzy przyjechali nad przełom rzeki, by symbolicznie obronić ją przed regulacją
Sobotnie popołudnie, atmosfera
piknikowa. Nad przełomem rzeki Białki falują
kilometry warkoczy uplecionych w jej obronie z materiału.
Kilkadziesiąt osób śpiewa: "Witojcie nam syćko mili, nawet
ci co naśmiecili. Hej ręce i koparki precz od rzeki Białki, precz
od naszej Białki". Pod wodzą artystki Cecylii Malik
przygotowują się do finału akcji "Warkocze Białki".
-
Wy się tu szarogęsicie. Robicie drugą Rospudę! - woła sołtys
wsi Krempachy Józef Pietraszek. Wokół niego gromadzą się
mieszkańcy Krempach i Nowej Białej. Są wściekli. - Chcecie dziką
rzekę, to do Amazonii! - wołają. - Rzućcie te warkoczyki w lipcu,
jak przyjdzie powódź. My tydzień nie śpimy, żeby ratować wieś.
A wy przyjeżdżacie i robicie sobie happening - mówi podniesionym
głosem strażak z OSP w Nowej Białej.
Białka to jedna z
ostatnich w Polsce górskich rzek, która zachowała swój pierwotny
charakter. Dzika i piękna, jest objęta unijnym programem ochrony
przyrody Natura 2000. Mieszkańcy okolicznych wsi chcą ją
uregulować, by przy większych opadach nie zalewała im domów i
pól. W proteście przeciwko regulacji rzeki Cecylia Malik
zorganizowała akcję "Warkocze Białki". Kilkaset osób
przez miesiąc uplotło materiałowy warkocz o długości pięciu i
pół kilometra. Pleciono w Krakowie w Bunkrze Sztuki,
w Bytomiu i w Sanoku. W sobotę 27 kwietnia wspólnie
rozwinięto go wzdłuż brzegu rzeki, by w ten sposób symbolicznie
zabezpieczyć Białkę przed regulacją. Żwir i otoczaki Białki
stwarzają warunki niezbędne do życia m.in. rybie brzance i
rosnącej na kamieniach wrześni pobrzeżnej.
Mieszkańcy chcą
udrożnić koryto i zbudować wał przeciwpowodziowy tuż przy rzece.
O propozycji Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, by wał
postawić wzdłuż oddalonej o kilkadziesiąt metrów drogi, mimo
konsultacji społecznych, nie wiedzą nic. Są zawiedzeni, bo wciąż
nie dostali odszkodowań za zalane pola w powodzi w 2008 r. I nie
rozumieją, czemu ekolodzy z Krakowa nie mówią o oczyszczeniu
Białki.
- Występujcie o czystość rzeki, nie o regulację.
Z Białki i Bukowiny spływają do niej ścieki - argumentują.
-
To jest szambo z Bukowiny - mówi Stanisław Faltyn, właściciel
elektrowni na rzece, pokazując na otoczak pokryty brunatnym
śluzem.
- Macie państwo rację. Ta akcja jest początkiem
budowania naszej wspólnej koalicji. Chcemy, by powstał okrągły
stół z państwem, z Cecylią i z nami, byśmy wspólnie tę rzekę
obronili - apeluje do zgromadzonych Jacek Brożek z organizacji
ekologicznej Klub Gaja.
- Nie przyszliście z nami
porozmawiać, a macie adresy do sołtysów. Robicie podstęp w
szkołach, dzieciom opowiadacie, w gazecie piszecie - denerwuje się
Pietraszek.
Chodzi o to, że Cecylia Malik rozesłała
zaproszenia do sołtysów i członków samorządów, na
zaproponowanym przez nią spotkaniu nikt się jednak nie stawił. W
piątek na zaproszenie dyrektora gimnazjum w Krempach
opowiedziała dzieciom o akcji i trudnej sytuacji rzek w Polsce. -
Jestem oburzona, gdy ktoś mówi, że nie mamy prawa zrobić
kulturalnej i pięknej akcji w obronie rzeki Białki. Nikogo nie
obrażam, nie rzucam kamieniami, tylko wypowiadam swoje zdanie. W
akcję zaangażowało się mnóstwo osób, które za darmo wykonały
ciężką pracę - komentuje Malik.
Monika Kotulak z
Klubu Przyrodników, który działa na rzecz ochrony obszarów Natura
2000: - Mieszkańcy chcą, by ta rzeka była taka, jak kiedyś. My
też o tym marzymy. Potrzebne jest wyzerowanie opinii i napięć i
rozpoczęcie dialogu od początku. Mamy wspólny cel.
Dla
Gazety
prof. Roman Żurek, hydrobiolog, laureat nagrody
ministra środowiska za badanie skutków powodzi w 1997 r.
-
Regulacje rzek to jedna wielka i droga iluzja. Ludzie łudzą się,
że są bezpieczni i budują się bliżej koryta, tymczasem rzeki
uregulowane wylewają jako pierwsze - w 2010 roku przerwały wały
około 70 razy. Zresztą obowiązkiem gminy przy wydawaniu pozwolenia
na budowę jest wskazanie, że teren jest zalewowy i niebezpieczny.
Poza tym regulacja to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Przykładowo:
wyregulowanie trzech kilometrów Raby między Myślenicami a
Dobczycami kosztowało 13 mln zł. Przypuszczam, że regulacja Białki
to koszt rzędu 20 mln zł. Rzeka zagraża bezpośrednio kilku domom.
Gdyby Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej wydał 2 mln zł na
odszkodowania dla mieszkańców, to wszyscy byliby szczęśliwi. Tak
się robi w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i na całym
świecie.
Paweł Augustyniak-Halny, klub przyjaciół
Dunajca i Raby, doradca w Polskim Związku Wędkarskim
-
Regulacja prowadzi do niszczenia tarlisk i zmiany termiki wód.
Wycinane są lasy łęgowe i przybrzeżne drzewa, które dają cień.
Woda się nagrzewa, a gdy osiąga temperaturę powyżej 36 stopni,
ryby górskie umierają. Proceduralnie łatwiej jest ingerować w
rzekę, bo jest własnością państwa. Ale musimy zmienić
mentalność i uświadomić ludziom, że rzeka to cały ekosystem, a
ingerencje hydrotechniczne to ostateczność stosowana, gdy nie ma
żadnej alternatywy. Pamiętajmy, że rzeka to dobro wspólne. To, że
mieszkam w Krakowie, nie znaczy, że mogę sobie z Wisłą robić, co
chcę. Zamiast regulacji postulujemy renaturyzację, czyli
wykupywanie terenów wzdłuż rzeki i zapewnienie jej przestrzeni, na
której mogłaby się rozlać. W kwestii Białki ludzie powinni
walczyć o wały wzdłuż drogi i wysokie odszkodowania, a także o
rozwinięcie koncepcji seminaturalnych zabezpieczeń brzegowych -
wyłożenie brzegów drzewami i głazami.